Historia II wojny światowej jest pełna cierpienia, okrucieństwa, ale także niezwykłego bohaterstwa. Wśród tysięcy ofiar i anonimowych bohaterów pojawiają się postacie, które na zawsze odmieniły sposób, w jaki patrzymy na ludzką odwagę i opór. Jedną z nich był Mordechaj Anielewicz – młody Żyd, który poprowadził powstanie w getcie warszawskim. Jego imię stało się symbolem walki o godność i wolność w czasach, gdy wydawało się, że wszystko jest już stracone.
Mordechaj Anielewicz urodził się w 1919 roku w Wyszkowie, niedaleko Warszawy. Pochodził z ubogiej, robotniczej rodziny żydowskiej. Już jako nastolatek wykazywał się wyjątkową inteligencją, charyzmą i zaangażowaniem społecznym. W szkole interesował się historią, literaturą i polityką, a jego największą pasją była działalność w organizacji syjonistycznej Ha-Szomer Ha-Cair („Młody Strażnik”), łączącej idee socjalistyczne z marzeniem o odrodzeniu żydowskiego narodu w Palestynie.

Był wychowawcą, instruktorem i mentorem dla młodszych kolegów. Już wtedy traktowano go jako urodzonego przywódcę. Chciał zostać nauczycielem lub wychowawcą w kibucu, ale wojna brutalnie przerwała jego marzenia.
Początek wojny
Gdy Niemcy napadły na Polskę we wrześniu 1939 roku, Mordechaj próbował przedostać się do Palestyny, ale granice były już zamknięte. Wrócił do Warszawy i zaangażował się w działalność konspiracyjną. W 1940 roku Niemcy utworzyli getto warszawskie – największe w Europie. Wkrótce ponad 400 tysięcy Żydów zostało zamkniętych na niewielkim obszarze, w dramatycznych warunkach: bez jedzenia, lekarstw i nadziei.
Anielewicz nie pozostał bierny. Działał w ruchu oporu, prowadził tajne nauczanie, organizował grupy młodzieżowe i uczył podstaw samoobrony. Wiedział, że wcześniej czy później Żydzi będą musieli walczyć.
Wielka deportacja
Latem 1942 roku rozpoczęła się tzw. Wielka Akcja Deportacyjna. Każdego dnia z Umschlagplatzu do obozu zagłady w Treblince wywożono tysiące ludzi. W ciągu dwóch miesięcy z getta zniknęło ponad 250 tysięcy Żydów – większość z nich została zamordowana zaraz po przyjeździe. To był punkt zwrotny. Wtedy wielu zrozumiało, że nie chodzi o „przesiedlenie” – chodzi o całkowitą zagładę.
Anielewicz wiedział, że nadszedł czas walki. We wrześniu 1942 roku został komendantem Żydowskiej Organizacji Bojowej (ŻOB) – grupy, która miała zorganizować zbrojny opór.

ŻOB- nie tylko walka, ale nadzieja
ŻOB była organizacją wyjątkową: tworzyli ją młodzi ludzie, często ledwie pełnoletni, którzy poświęcili wszystko, by bronić resztek społeczności żydowskiej. Mordechaj jako ich dowódca miał ogromne zadanie – musiał połączyć różne ugrupowania, zdobyć broń (co graniczyło z cudem) i zbudować morale wśród ludzi, którzy tracili bliskich każdego dnia. ŻOB współpracowała z polskim ruchem oporu (Armia Krajowa dostarczała m.in. niewielkie ilości broni i amunicji). W getcie przygotowywano bunkry, kanały ucieczkowe, punkty obserwacyjne. Szkolono bojowców, planowano strategię. Największym sukcesem Anielewicza było to, że udało mu się zjednoczyć setki młodych ludzi wokół idei oporu – mimo pewnej klęski.
19 kwietnia 1943r. – wybuch powstania
W przeddzień żydowskiego święta Paschy, 19 kwietnia 1943 roku, Niemcy rozpoczęli „ostateczną likwidację” getta. Spodziewali się biernego oporu. Tymczasem, ku ich zdumieniu, zostali ostrzelani z dachów i ruin przez grupy powstańców. Tak rozpoczęło się powstanie w getcie warszawskim – pierwsze miejskie powstanie w okupowanej Europie.
Anielewicz dowodził obroną z bunkra przy ulicy Miłej 18, będącego centrum dowodzenia ŻOB. Walki trwały dzień po dniu – powstańcy wysadzali pojazdy, unikali obławy, znikali w kanałach. Niemcy zareagowali brutalnie – zaczęli podpalać całe kamienice, systematycznie niszcząc wszystko, co napotkali. Warszawskie getto zamieniało się w morze ognia.
KONIEC, KTÓRY STAŁ SIĘ POCZĄTKIEM LEGENDY
8 maja 1943 roku Niemcy odkryli bunkier przy ul. Miłej 18. Otoczyli go i wrzucili gaz. Mordechaj Anielewicz zginął wraz z kilkudziesięcioma towarzyszami broni. Najprawdopodobniej sam odebrał sobie życie, nie chcąc się poddać. Miał zaledwie 24 lata.

Po wojnie imię Mordechaja Anielewicza stało się symbolem odwagi, oporu i dumy żydowskiego narodu. W Izraelu powstał kibuc Yad Mordechaj, w którym znajduje się muzeum poświęcone jego pamięci. W Polsce upamiętniają go tablice, ulice i szkoły.

Powstanie w getcie warszawskim nie miało szans na zwycięstwo militarne, ale jego wartość moralna była nieoceniona. Było krzykiem ludzi, którzy odmówili bycia ofiarami. Było świadectwem, że nawet w obliczu śmierci człowiek może zachować godność.
Historia Mordechaja Anielewicza uczy nas, że bohaterstwo nie zawsze polega na zwycięstwie. Czasem polega na tym, by wstać i walczyć – nawet wtedy, gdy wszystko wydaje się stracone. To opowieść o człowieku, który zrozumiał, że nie można milczeć wobec zła. Że czasem trzeba poświęcić życie, by coś ocalić – choćby nadzieję.
W czasach, gdy często zapominamy o przesłaniach płynących z kart historii, pamięć o Anielewiczu i powstańcach z getta jest ważniejsza niż kiedykolwiek. Bo to oni, z karabinem w ręku i sercem pełnym gniewu, przypomnieli światu, czym naprawdę jest człowieczeństwo.