Niedawno obchodziliśmy 42. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. Dokładnie w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku administracja na całym terytorium Polski została przejęta przez wojsko. Można więc stwierdzić, że wydarzenie to wcale nie jest aż tak odległe w czasie, a wspomnienia dziadków, rodziców czy mieszkańców naszego miasta wciąż są żywe.
Mało osób zdaje sobie sprawę z tego, że na terenie Bydgoszczy miało miejsce wydarzenie, które tak naprawdę było wstępem do wprowadzenia stanu wojennego. Podczas sesji Wojewódzkiej Rady Narodowej 19 marca doszło do pobicia działaczy NSZZ ,,Solidarność”, co w późniejszym czasie nazwano prowokacją bydgoską. W związku z tym w „Solidarności”, która w tamtym czasie liczyła ok. 8-9 miliona osób, wzrosły nastroje radykalne. Miejsce miały liczne strajki i protesty, ludzie wychodzili na ulice, domagając się wolnej i niepodległej Rzeczpospolitej solidarnej. Mieszkańcy Bydgoszczy nie byli w tych działaniach bierni, a manifestanci zbierali się najczęściej w okolicach Starego Portu.
Ogłoszenie komunikatu o wprowadzeniu stanu nadzwyczajnego przez Wojciecha Jaruzelskiego wyprowadziło na ulice polskich miast wojsko. Obraz jeżdżących czołgów oraz stacjonujących patroli wojskowych wraz z milicjantami z pewnością najlepiej utrwalił się w pamięci bydgoszczan, jednakże reakcje na to wydarzenie były najróżniejsze. Kobiety cieszące się narodzinami dziecka, przebywając w szpitalu często nie wiedziały, co się dzieje. W czasie porodu pod oknami przejeżdżały transportery wojskowe, a personel rozmawiał o wojnie. Działacze „Solidarności” zakopywali dokumenty związane ze związkiem w przydomowych ogródkach. Na pierwszy rzut oka można uznać to za lekką przesadę, ale biorąc pod uwagę fakt, że w ówczesnym czasie za jedną ulotkę ludzie trafiali do więzienia, działania te są w pełni uzasadnione.
Wyobraźmy sobie sytuację, w której najzwyklejszy dżem można było kupić tylko w jednym sklepie w mieście, a i tak nie było wiadomo nawet, czy uda nam się go dostać. Obecnie taka sytuacja może wydawać się abstrakcyjna, ale tak było naprawdę i to zupełnie niedawno. Mieszkańcy Bydgoszczy mogli spróbować (tak, spróbować!) kupić dżem tylko w jednym sklepie owocowo-warzywnym przy ul. Powstańców Wielkopolskich 26. Warto dodać, że w Bydgoszczy dżem nie był jedynym produktem deficytowym, brakowało również margaryny, a nawet paliwa.
W związku z dużymi brakami na półkach sklepowych rozwinął się kolejny rodzaj handlu, tyle że nielegalny… Legendarna w tym kontekście stała się hala targowa. To przed nią można było kupić, na tamten moment, produkty luksusowe, do których należał np. alkohol. W niektórych opowieściach możemy usłyszeć o mężczyźnie, który otworzył tam bar i oferował gorzałkę i ogórki kwaszone za pięćdziesiątkę… Cóż za definicja polskiej tradycji!