nr 38, marzec 2021

Mona Lisa – perełka Luwru?

Gdy pada pytanie o pierwszy obraz, który przychodzi nam na myśl, większość z nas odruchowo odpowiada ,,Mona Lisa’’. Lecz czy każdy z nas wie, że obraz ten został kiedyś został skradziony? 

Leonardo da Vinci to jeden z najbardziej znanych malarzy w historii sztuki. Tworzył w renesansie. Wedle powszechnie przyjętej wersji modelką Leonarda miała być Lisa Gherardini, żona Francesca Gioconda, który zamówił ten portret u da Vinciego. Portret przedstawia kobietę En trois quarts (jest zwrócona ku patrzącemu w trzech czwartych, z ukosa, niepełnym profilem, trzyćwierciowo). Jest ubrana w zwykłą szatę, która nie wskazuje na żadną klasę społeczną. Za nią jest murek, a jeszcze dalej krajobraz. Modelka została namalowana od frontu, a tło bardziej z lotu ptaka. Leonardo da Vinci namalował portret techniką olejną, wykorzystując technikę sfumato, co było w ówczesnych czasach nowością; kolejne warstwy farby nakładał bardzo delikatnymi pędzlami, a laserunek jest praktycznie niewidoczny. Eksperymentalna technika, sposób ukazania postaci oraz tło nadawały portretowi wyjątkowe wrażenie przez co został on uznany, już przez mu współczesnych, za rewolucyjny. W 1911 roku, po kradzieży obrazu z Luwru, zaczęto podawać w wątpliwość relacje Vasariego, który mimo że obrazu nigdy nie widział, to zachwycał się brwiami Giocondy, których ta nigdy nie posiadała. 

Mona Lisa

21 sierpnia 1911 obraz został skradziony z Salonu Carré w Luwrze przez pracującego w muzeum 29-letniego szklarza o nazwisku Vincenzo Peruggia. Peruggia ukrył się w niedzielę 20 sierpnia w muzeum, wiedząc, że będzie ono następnego dnia nieczynne. Rankiem następnego dnia wyszedł z ukrycia i przebrał się w biały fartuch noszony przez pracowników. W pewnym momencie wszedł do pustego pomieszczenia, gdzie eksponowana była Mona Lisa i przeniósł obraz do nieużywanej klatki schodowej. Tam usunął ramę, a samo malowidło ukrył pod fartuchem. Peruggia wyniósł obraz przez bramę, gdy pracujący w niej strażnik opuścił swój posterunek. Przez dwa lata policja z całego świata bezskutecznie poszukiwała zaginionego dzieła. Jesienią 1913 roku z florenckim antykwariuszem Alfredem Geri skontaktował się listownie Peruggia, który występował pod pseudonimem „Leonardo”. Geri pokazał list ówczesnemu dyrektorowi Galerii Uffizich, Giovanniemu Poggi i obaj postanowili zorganizować spotkanie z nadawcą i sprawdzić prawdziwość jego deklaracji. Po negocjacjach dotyczących miejsca spotkania, wszyscy zainteresowani spotkali się 11 grudnia w hotelu w Albert Tripol-Italia (późniejszy Hotel La Gioconda) przy via Panzani. Za skradziony obraz Peruggia zażądał pół miliona lirów (obecnie ok. 2,15 mln dolarów). Autentyczność obrazu została potwierdzona, a sam złodziej aresztowany. Obraz po pięciu dniach publicznej wystawy w Galerii Uffizich, został przewieziony do Rzymu, do Galerii Borghese, a następnie do Mediolanu (Galeria Brera) i pociągiem do Paryża. Swój czyn Peruggia tłumaczył chęcią zwrócenia najbardziej znanego dzieła Leonarda ojczystemu krajowi. To spowodowało, że w oczach włoskiej opinii publicznej w pierwszych miesiącach stał się bohaterem. Przed sąd trafił dopiero 4 czerwca 1914 roku, gdy „Mona Lisa” znajdowała się już w Paryżu, a opinia publiczna zapomniała już o złodzieju. Śledztwo wykazało, że motywy jakimi kierował się Peruggia nie były tak szlachetne, jak sam przedstawiał: chciał koniecznie sprzedać obraz dla zysku, ale osoby, którym proponował obraz odmawiały jego kupna Na procesie wyznał, że chciał ukraść obraz Andrei Mantegni pt. Mars i Wenus, ale był za duży i zdecydował się na Mona Lisę. Ostatecznie został skazany na rok i piętnaście dni, a po apelacji kara została skrócona do siedmiu miesięcy i dziewięciu dni więzienia.  

Od tamtej pory o tym arcydziele było coraz głośniej. Teraz tamta kradzież określana jest jako największa kradzież XX wieku. Takim więc sposobem nawet nie znając historii tego malowidła, każdy z nas wie jak wygląda i gdzie można go zobaczyć. Większość paryskich turystów jeździ tam właśnie po to, by ten obraz zobaczyć. Nic dziwnego, obraz jest warty uwagi. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *